Z kronikarskiego obowiązku donoszę jak co tydzień o kilku liczbach opisujących stan epidemii. Po pierwsze, średnia krocząca nowych przypadków za ostatni tydzień osiągnęła poziom 14 519 wobec 11 671 w ubiegły piątek, czyli zgodnie z prognozą sprzed tygodnia (pisałem, że to będzie gdzieś między 14 a 15 tys. przypadków). Dynamika przyrostu zaczęła wreszcie spadać, ale ten spadek jest wciąż dość rachityczny – dziś to prawie 25%. To zaś ma swoje przełożenie na liczbę hospitalizowanych – prognozowałem, że dojdzie ona dziś do 19-20 tys., i niestety to też się sprawdziło. Dziś w szpitalach mamy 19 102 pacjentów. To niby niecałe 70% oficjalnego potencjału, ale tak jak pisałem już wielokrotnie, dane o potencjale są zawyżone. Innymi słowy, właśnie dobijamy do granic wydolności służby zdrowia. Choć należy zastrzec, że tu kluczowa jest kwestia zróżnicowania regionalnego – tam, gdzie dotarliśmy do szczytu fali (np. Olsztyn, powiat nidzicki), sytuacja jest prawdopodobnie najgorsza. Z kolei tam, gdzie ona dopiero rusza, pewnie są jeszcze jakieś wolne łóżka.
W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 26)
W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 26)
W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 26)
Z kronikarskiego obowiązku donoszę jak co tydzień o kilku liczbach opisujących stan epidemii. Po pierwsze, średnia krocząca nowych przypadków za ostatni tydzień osiągnęła poziom 14 519 wobec 11 671 w ubiegły piątek, czyli zgodnie z prognozą sprzed tygodnia (pisałem, że to będzie gdzieś między 14 a 15 tys. przypadków). Dynamika przyrostu zaczęła wreszcie spadać, ale ten spadek jest wciąż dość rachityczny – dziś to prawie 25%. To zaś ma swoje przełożenie na liczbę hospitalizowanych – prognozowałem, że dojdzie ona dziś do 19-20 tys., i niestety to też się sprawdziło. Dziś w szpitalach mamy 19 102 pacjentów. To niby niecałe 70% oficjalnego potencjału, ale tak jak pisałem już wielokrotnie, dane o potencjale są zawyżone. Innymi słowy, właśnie dobijamy do granic wydolności służby zdrowia. Choć należy zastrzec, że tu kluczowa jest kwestia zróżnicowania regionalnego – tam, gdzie dotarliśmy do szczytu fali (np. Olsztyn, powiat nidzicki), sytuacja jest prawdopodobnie najgorsza. Z kolei tam, gdzie ona dopiero rusza, pewnie są jeszcze jakieś wolne łóżka.