W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 32)
Z kronikarskiego obowiązku donoszę, że trzecia fala epidemii wygasa. Miałem nie pisać o liczbach i powstrzymać się do przypomnienia 125 tys. zgonów. No ale dla zachowania pewnej świeckiej tradycji… Średnia dobowa liczba zdiagnozowanych przypadków spadła 18 866 do 11 713 (czyli o prawie 38%), dobowa liczba zleceń z POZ też spada, podobnie jak odsetek testów pozytywnych (z prawie 21% do 17%). Taki jest obraz w zasadzie miesiąc po szczycie zachorowań.
Nieco wolniejsze spadki notujemy w szpitalach, ale to wynik ciągu logicznego, o którym pisałem przed tygodniem – liczba osób hospitalizowanych zmniejszyła się w ciągu ostatniego tygodnia o niecałe 10%. Pod respiratorem leży wciąż ponad 3200 osób, i ta liczba spada jeszcze wolniej, co przy wciąż sporej liczbie zgonów (ergo zwalnianych respiratorów…) oznacza niezmienne duże zapotrzebowanie na ten sprzęt. To zaś z kolei pozwala niestety przypuszczać, że jeszcze wolniej będzie maleć średnia liczba zgonów – obecnie wynosi ona 500 i jest niższa o 7,4% niż przed tygodniem. W efekcie niemal pewne jest, że zanotujemy czwarty tydzień z rzędu z liczbą ponad 3000 ofiar tygodniowo, i jeśli tempo tego spadku nie przyśpieszy (a tego na razie nie widać…), także w ostatnim tygodniu kwietnia nie uda się zejść poniżej tego poziomu.
Na koniec oficjalne statystyki o zgonach z USC – dane za 14 tydzień są nieco lepsze od tych, które prognozowałem. Na dziś wiemy o 13 705 zgonach, czyli jest szansa, że nie dobijemy do 14 tys. (te dane będą jeszcze aktualizowane, ale raczej nie o aż tyle).
Napisałem o danych, bo w gruncie rzeczy w tym tygodniu nie mam nic więcej ciekawego do dodania. Zatem kilka newsów w telegraficznym skrócie. Akcja szczepień ruszy za sprawą nowych dostaw i otwarcia zapisów, ale raczej trudno spodziewać się wzrostu odsetka zaszczepionych seniorów – tu wciąż wypadamy blado na tle innych państw UE, i to może być problem, jeśli epidemia wróci do nas jesienią, co prawda pewnie już w znacznej mniejszej skali, ale jednak. Najgorsze jest to, że niespecjalnie da się z tym co zrobić – w poniedziałek ma się ukazać raport zespołu ekonomii behawioralnej Polskiego Instytutu Ekonomicznego w tym temacie, ale jaskółki donoszą, że autorzy tego opracowania też nie mają cudownych recept. Z pewnością wprowadzenie paszportów szczepionkowych do takich recept nie należy.
Idąc dalej, pojawiają się informacje o nowych mutacjach – w tym tygodniu królował „podwójny mutant” z Indii, który sieje spustoszenie w tym kraju. Na razie liczby w przeliczeniu na milion mieszkańców nie robią może aż tak dramatycznego wrażenia, ale patrząc na przebieg epidemii można niestety założyć hipotezę, że Delhi przyjdzie się zmierzyć z prawdziwą katastrofą humanitarną. Zresztą skala tego państwa jest tak ogromna, że w ujęciu globalnym będzie pewnie przebijać dobowe rekordy, z tym, że niestety będą one spowodowane rozwojem epidemii w jednym (!) państwie.
Skoro już jesteśmy za granicami kraju, warto spojrzeć na sytuację w Niemczech. Tam w ogóle dzieją się szalenie ciekawe rzeczy – zainteresowanych odsyłam choćby do podcastów Ośrodka Studiów Wschodnich ‒ ale w kontekście pandemii widać, jaki koszt przyjdzie im zapłacić za słabość polityczną kanclerz Merkel, która wycofała się z wprowadzenia lockdownu na przełomie marca i kwietnia. Nie chcę tu wchodzić po raz kolejny w dyskusję o zasadności lockdownu, bo podtrzymuję zdanie, że lockdown ma sens tylko wtedy, kiedy jest jednorazowy, krótki (max 4-6 tygodni) i ostry. Pełzający lockdown, z którym mamy do czynienia w Polsce, ani wyraźnie nie poprawia sytuacji epidemicznej, ani z oczywistych przyczyn nie sprzyja społeczeństwu. To jednak oznacza, że obecna dyskusja: utrzymać lockdown czy nie utrzymywać, jest wtórna i w dużej mierze jałowa. Realny sens ma bowiem strategia zero COVID, czyli po prostu zduszenie wirusa. Jak się już rozleje, to kosztów uniknąć się nie da, cokolwiek byśmy zrobili. Ale odnosząc się do bieżących dyskusji, trudno nie odnieść wrażenia, że minister zdrowia Adam Niedzielski jest ostatnią osobą, która wierzy, że fryzjerzy nie działają. Myślę, że nawet Adam Niedzielski, kiedy opuszcza oficjalną konferencję prasową, też w to nie wierzy. I tak sobie puszczamy do siebie oko.
O tym puszczaniu do siebie oka będzie więcej za tydzień, bo mam nadzieję, że będę mógł zaprezentować wreszcie raport o „ludowych improwizacjach”, nad którym od jakiegoś czasu pracujemy w Centrum Polityk Publicznych UEK. Tekst poszedł dziś do korekty i składu, i głęboko wierzę w to, że do piątku będzie gotowy.
W tym oczekiwaniu mówię do zobaczenia za tydzień. Niestety, kolejny zimny tydzień. Ale pamiętajcie – za nieco ponad pięć tygodni zaczyna się klimatyczne lato…