W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 33)
Z kronikarskiego obowiązku, tuż przed Majówką same pozytywne wiadomości (pozytywne nie oznacza dobre, bo trudno mówić o dobrych, kiedy wciąż tylu ludzi walczy o życie…). Średnia dobowa liczba zdiagnozowanych przypadków spadła do 7143 (o prawie 40% mniej niż przed tygodniem, kiedy ta średnia wynosiła ponad 11 713), i dynamika tego spadku nie spowalnia. W efekcie mamy najniższą średnią liczbę dobowych stwierdzonych zakażeń od 22 lutego. W takim tempie za tydzień możemy spaść w okolice 5 tysięcy dziennie, i powrócić do stanu z przełomu września i października, a w perspektywie połowy maja zejść do 3,5-4 tys. Co więcej, średnia odsetka testów pozytywnych spadła do 12% i jest najniższa od … 10 października.
Idąc dalej, liczba hospitalizacji w ciągu ostatniego tygodnia spadła o 16,6% - tu ten spadek nie jest tak dynamicznie jak liczba zdiagnozowanych przypadków, ale na to przyjdzie nam trochę poczekać. Nie ma jednak wątpliwości, że szpitale zaczynają się powoli luzować, a to oznacza, że od początku maja powinny wrócić planowe i odłożone zabiegi. Nie ma na co czekać. Jeśli chodzi o liczbę zgonów, dynamika spadku średniej tygodniowej rośnie – dziś po raz pierwszy od 7 kwietnia spadła poniżej 400. Ale to wciąż ogromnie dużo, choć najprawdopodobniej, wbrew temu co pisałem przez tygodniem, ten tydzień zamknie się liczbą poniżej 3 tysięcy ofiar.
Ostatnia statystyka, którą chciałbym dziś przywołać, to ta dotycząca szczepień. Dla poszczególnych grup wiekowych wygląda to następująco (pierwsza dawka):
80+ - 56,2%
70-79 – 68,7%
60-69 – 47,5%
50-59 – 28,6%
25-49 – 10,4%
18-24 – 4,9%
Łącznie pierwszą dawkę otrzymało jak na razie prawie 8,6 mln Polaków, co daje jakieś 22,5%. Według Politico, zważywszy na obecne tempo szczepień, do końca wakacji powinniśmy dojść do 70% wyszczepionej populacji, czyli 26,7 mln Polaków. Moim zdaniem to bardzo mało prawdopodobne – jeśli uda nam się dobić do 18-20 mln (ok. 50%), to będzie duży sukces. Przyczyn jest pewnie wiele – jedną z nich jest stosunkowo duża (w porównaniu do innych państw Europy Zachodniej) liczba osób, która przechorowała COVID-19 i nie widzi potrzeby, żeby się szczepić. Może być tak, że jesienią liczba nowych zachorowań w Polsce nie wzrośnie pomimo niższego wskaźnika wyszczepienia. Inna możliwa przyczyna to brak zaufania do państwa – w krajach naszego regionu, gdzie to zaufanie jest niższe, tempo szczepień jest wyraźnie niższe i trudno to w całości zrzucić na karb braku szczepionek, bo to już raczej są dostępne. Niezależnie od przyczyn, zaczynam się obawiać skutków tego podziału „stara” vs „nowa” UE. Kiedy okaże się, że np. w Niemczech we wrześniu odsetek zaszczepionych będzie dobijać do 80%, a u nas ledwo 50%, nie wykluczam, że niemieckie partie polityczne walczące o głosy przed wyborami do Bundestagu będą domagać się zamknięcia granicy albo przynajmniej większej kontroli na swojej wschodniej granicy. Więcej w tym temacie mówię w rozmowie z Phillip Fritz dla Die Welt , ale streszczam główne wątki, bo za paywallem i pewnie nie wszyscy mają zamiłowanie do języka Goethego.
Przed tygodniem zapowiadałem raport „Ludowe improwizacje” i dziś z przyjemnością donoszę, że jest już dostępny na stronach Centrum Polityk Publicznych Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie . Na zachętę pozwalam sobie wrzucić fragment podsumowania:
„W jakimś sensie można zatem postawić tezę, że Polska po pandemii stała się państwem „na telefon”, choć pewnie po części to zjawisko było obecne także przed 2020 r. Wobec niezdolności państwa do zapewnienia wystarczającej podaży szeroko rozumianych usług publicznych (miejsce w szpitalu, szczepionka, wsparcie dla firm itd.), gwarantem bezpieczeństwa staje się kapitał społeczny, czyli w ogromnym uproszczeniu dysponowanie szeroką bazą kontaktów w telefonie. Taka gwarancja może przybierać dwie formy ‒ albo skrócenia oczekiwania na pewne rzadkie dobra (np. telefon do znajomego lekarza, żeby załatwił kilka szczepionek), albo zapewnienia sobie ochrony w sytuacji łamania odgórnych procedur (np. telefon do znajomego dzielnicowego, żeby nie był „nadgorliwy” przy kontroli). To załatwianie „na telefon”, tworzące nowy, oddolny porządek instytucjonalny, jakkolwiek tu i teraz może usprawniać funkcjonowanie niektórych procesów, długofalowo będzie podważać zaufanie do powszechnych norm. Nie jest to jednak jedyny problem. Jeszcze poważniejsze wydaje się społeczne uznanie dla rozmontowywania zastanego porządku instytucjonalnego. Mówiąc wprost: obchodzenie prawa ponownie przestaje być przedmiotem społecznego napiętnowania, a staje się źródłem lokalnego prestiżu, którego nośnikiem jest zaradność. Doświadczenia ostatnich miesięcy pozwalają wręcz na postawienie hipotezy, że czeka nas powrót do specyficznej „kultury zaradności”, tak powszechnej w latach 90. XX w., a znanej już dobrze z okresu PRL. Kultury, która niestety potrafi być bardzo bezwzględna wobec tych, którzy nie mają wystarczających zasobów, aby sobie poradzić. Zatem mimo iż ludowe improwizacje oparte o znajomości i zdrowy rozsądek pozwoliły przetrwać kryzys pandemiczny wielu z nas, należy na nie patrzeć z dużym dystansem. Może się okazać, że nasze trudności z budową państwa stojącego na straży równości i sprawiedliwości nie są wyłącznie przejściowe. Jeśli bowiem jako społeczeństwo uwierzymy, że państwo nie jest w stanie rozwiązać naszych problemów, możemy zapomnieć, aby kiedykolwiek zostało ono zbudowane z innego materiału niż karton.”
Wreszcie w ostatnich dniach, w obliczu wygasania trzeciej fali, coraz więcej osób pyta, co dalej? Czy to już koniec? Kiedy na przełomie lipca i sierpnia 2020 roku zaczynałem pisać drugi sezon pandemicznego dziennika, nadałem mu tytuł „W poszukiwaniu nowej normalności”. Wtedy nikt z nas jeszcze nie wiedział, że czekają nas dwie tragiczne w skutkach fale epidemii. Dokładniej, to, że nas czeka jesienny wzrost zachorowań, zasadniczo wiedzieliśmy, ale chyba nikt naprawdę nie brał pod uwagę 125 tysięcy zgonów spowodowanych COVID-19. Minęło 9 miesięcy i pewnie wiemy nieco więcej, jak ta nowa normalność może wyglądać. Szczerze mówiąc ja się jej trochę obawiam, bo niepokoi mnie z jednej strony prawdopodobny wzrost nierówności, a z drugiej strony pojawienie się nowej osi silnego podziału w społeczeństwie.
Z pandemii niestety nie wyjdziemy silniejsi. Zdrowotnie, bo wiele osób, które przechorowały, w sensie niedosłownym postarzały się o kilka lat – to, co jeszcze w ubiegło lato nie stanowiło dla nich większego problemu, dziś zaczyna być wyzwaniem (nie wspominając o odroczonych diagnozach i terapiach…). Gospodarczo, bo choć PKB rośnie aż miło, to jednocześnie strukturalnie pogorszy się sytuacja ludzi młodych i szerzej – całego rynku pracy poprzez jego dalsze „uelastycznienie”. Społeczne, choćby za sprawą „prześnionej żałoby”. Wreszcie ekologicznie, bo pandemia trochę zepchnęła kwestie klimatyczne na dalszy plan, przynajmniej w powszechnej świadomości, co jakoś tam pokazują najnowsze badania.
Tych negatywnych zjawisk, których doświadczyliśmy w ostatnich miesiącach, było pewnie znacznie więcej. Nie chciałbym się jednak na nich skupiać, tylko skorzystać z okazji, aby mimo wszystko zastanowić się, jak ten kryzys jeszcze wykorzystać. I tak jak pisałem kilka dni temu, i jak mówiłem w wywiadzie u Tomasz Terlikowski, bardzo mocno zachęcam Was, aby przyjrzeć się odpowiedziom, które proponuje papież Franciszek, choćby w swojej ostatniej książce „Powrócmy do marzeń”. To nie są odpowiedzi tylko dla osób wierzących. Jeśli nie wyciągniemy porządnej lekcji z tego kryzysu, czeka nas dużo gorszy świat.
Jak pewnie część z Was, która dobrnęła do tego momentu, już się domyśla, jak ostatnio ujął to Tadeusz Sznuk, „to koniec”. Dzisiejszy wpis to ostatni odcinek mojej pandemicznej sagi. Dziś mija dokładnie rok od zakończenia pierwszego sezonu. I ponad 9 miesięcy od rozpoczęcia drugiego. Przez ten czas najpierw co czwartek, a od października co piątek zasiadałem przez ekranem komputera, aby podzielić się z Wami swoimi przemyśleniami, obawami, pytaniami. Chciałbym wszystkim tym, którzy mi towarzyszyli, bardzo serdecznie podziękować. Mam głęboką nadzieję, że trzeci sezon nie będzie potrzebny, a ja po jakimś czasie będę mógł do Was powrócić z regularnymi wpisami już w innym temacie. Jeden z nich szczególnie mocno chodzi mi po głowie, ale niech na razie pozostanie tajemnicą.
Dobrej nocy, dobrego maja i dobrych wakacji. Uważajcie na siebie i jeśli tylko możecie, zaszczepcie się. Do zobaczenia jakąś następną razą:)