W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 24)
Z kronikarskiego obowiązku, o kilkanaście godzin niż później niż zwykle, śpieszę z garścią wiadomości epidemicznych. Zawsze warto zacząć od odniesienia do zeszłotygodniowych prognoz i wyjaśnienia, gdzie się pomyliłem i dlaczego. Przed tygodniem średnia krocząca liczby zdiagnozowanych przypadków wzrosła o 23%, i stosując analogię do fali jesiennej przewidywałem, że do dziś ta dynamika wzrośnie do ponad 50%. Realnie ona wzrosła, ale w piątek 26 lutego wyniosła „jedynie” ponad 33%. Dlaczego się pomyliłem? Założyłem, że mamy coraz więcej brytyjskiej mutacji wirusa, która jak określiła to Maria Libura „idzie jak ogień po słomie” i dotyka wszystkich niezaszczepionych. Co więcej, przechorowanie „starej” wersji jesienią nie daje gwarancji odporności.
Wystarczy spojrzeć na dane z Czech – notują właśnie trzecią falę (wrzesień-październik, grudzień-styczeń, luty-?), każda z nich była spora (ponad 1000 przypadków na milion – sami Czesi zaczynają o sobie mówić „Covidarium”, a Niemcy nazywają ich „covidowy kotłem w środku Europy”) i trudno nie odnieść wrażenia, że obecna fala to już dzieło nowej mutacji. Co gorsza, jedno z ognisk nowej fali jest blisko polskiej granicy (dziękuje Błażejowi Mazurowi za analizę czeskich danych powiatowych), zaraz za Kłodzkiem, a mając na uwadze fakt, że nasi południowi sąsiedzi wciąż mogą swobodnie przekraczać granicę i przyjeżdżać na zakupy do Polski, to wydaje się, że przeniesienie tej fali na Dolny Śląsk to kwestia bardziej dni niż tygodni.
W Polsce jednak największe ognisko nowej fali mamy na Warmii – w rejonie Olsztyna i w południowo-zachodniej części województwa warmińsko-mazurskiego. No i za to ognisk odpowiada najprawdopodobniej B.1.1.7 (mutacja brytyjska). Taki przynajmniej wniosek płynie z malutkiego badania przesiewowego – oczywiście chciałoby się mieć coś większe badanie, ale i to pozwala na postawienie nieco mocniejszej hipotezy. Trudno się więc dziwić, że Ministerstwo Zdrowia zdecydowało się na zaostrzenie tam restrykcji, choć tak jak pisałem przed tygodniem – może to nie przynieść spodziewanych rezultatów. Niestety, bo sytuacja służby zdrowia w tamtym regionie z każdym dniem staje się coraz gorsza.
Wracając jednak do prognoz, wygląda na to (hipoteza), że w większości kraju albo brytyjska mutacja jeszcze się mocno nie rozeszła, albo jesteśmy na nią odporni ze względu na nabycie odporności jesienią przez te 25-30% populacji. Krzysztof Szczawiński w komentarzach do poprzedniego odcinka wskazywał, że popełniłem błąd, a wspomniana dynamika po wzroście do 30-kilku %, zacznie opadać. Od kilku dni mamy stabilizację na poziomie 30-35% - za tydzień zobaczymy, czy się utrzyma (lub jeszcze wzrośnie), czy też tak jak prognozuje Szczawiński zacznie spadać. Na marginesie warto dodać, że średni odsetek pozytywnych testów wzrósł z 14,66% do 18,57% (od czwartku to już ponad 20%), co może oznaczać, że mocniej niż jeszcze kilkanaście dni temu niedoszacowujemy liczbę zachorowań, a realna dynamika jest większa niż te 33%.
No ale lepiej, żeby to Szczawiński miał rację, bo zaczęła nam się pogarszać sytuacja w szpitalach. W ostatnim tygodniu liczba zajętych łóżek wzrosła o ponad 12%. To oznacza, że w skali kraju realne (podkreślam to słowo) obłożenie dobija do 70%, a są takie miejsca, jak choćby nasza stolica, gdzie zaczynają pojawiać się braki miejsc w szpitalach. Jeśli obecna dynamika wyraźnie nie spadnie, a zachorowania będą generować nowe hospitalizacje na podobnym poziomie co w ostatnich dniach, to w połowie marca zrobi się w szpitalach nieciekawie.
Oczywiście (?) liczba zgonów nie będzie taka jak jesienią, kiedy zanotowaliśmy 65-70 tys. dodatkowych zgonów z powodu COVID-19. Po pierwsze lekarze mają więcej doświadczenia w leczeniu pacjentów (choć nadal nie ma leku). Po drugie, osoby zarażone po raz drugi powinny przejść chorobę łagodniej, albo wystarczy im odporności na zmierzenie się z nowymi mutacjami. Po trzecie wreszcie, mamy już zaszczepione około 20% osób (około, ale nie ma dokładnych oficjalnych danych) w grupie podwyższonego ryzyka, czyli 60+.
Ale czy nawet te 25-30 tys. dodatkowych zgonów to jest coś, co martwi nie tylko nas, ale i rządzących? Wydaje mi się, że nie. Polskiego społeczeństwa nie ruszył „czarny listopad”, trudno się zatem spodziewać, żeby mniejsza o połowę lub bardziej liczba dodatkowych zgonów w marcu i kwietniu zrobiła na nas wrażenie. A jeśli nie robi wrażenia na ludziach, to nie robi też wrażenia na politykach. Stąd też spodziewam się mimo wszystko działań, które będą te dodatkowe zgony akceptować. Widać to zresztą w deklaracjach – dominuje prymat „logiki otwierania”, bo takie są zrozumiałe oczekiwania społeczne. Nie jest to zresztą nic dziwnego – od lat akceptujemy trzy tysiące ofiar śmiertelnych na drogach i dalszych kilkadziesiąt tysięcy rannych, bo trudno inaczej wytłumaczyć brak politycznej woli, żeby zabrać się na poważnie za bezpieczeństwo ruchu drogowego.
Dla mnie takie podejście nie jest akceptowalne – choćby dlatego próbowaliśmy wspólnie z ekspertami (w kolejności alfabetycznej) z Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego, Centrum Polityk Publicznych UEK i Pacjenta Europa przekonać decydentów do pomysłu wprowadzenia korpusu wsparcia SANEPIDu i jednocześnie „dochodu kwarantannowego” w wysokości 100% wynagrodzenia (pisałem o tym przed tygodniem). Próbowaliśmy jednak bezskutecznie – w opinii decydentów nie ma takiej potrzeby, a instytucje państwa powinny bez problemu poradzić sobie z trzecią falą. Może. Choć jakoś trudno mi w to uwierzyć. Wydaje mi się prędzej, że mając świadomość zaniedbań jesienią i de facto braku reakcji społecznej na dodatkowe zgony wolą nie podejmować działań, które z jednej strony mogłyby obnażyć jesienne błędy, a z drugiej generują ryzyko medialnego niepowodzenia. W tym sensie odnoszę wrażenie, że paraliżuje ich strach przed działaniem i żyją wiarą/przekonaniem, że jakoś się prześlizgniemy.
Uprzedzając komentarze, tu nie chodzi o fałszywy dylemat zdrowie vs gospodarka. Przecież w naszej propozycji wskazywaliśmy na to, że skuteczna kwarantanna jest szansą na uniknięcie i lockdownu (który generuje ogromne koszty społeczne), i dodatkowych zgonów. Prawdopodobnie „wybraliśmy” jednak zgony. Jak zwykle – obym się mylił.
Tyle na dziś. Za tydzień może uda się wreszcie przejść do tematu mutacji, bo to będzie kluczowy element trzeciej fali. Trzymajcie się zdrowo!