W poszukiwaniu nowej normalności (odc. 17)
Z kronikarskiego obowiązku…dziś podsumowanie ostatnich dwóch tygodni, bo wbrew wcześniejszym zapowiedziom natłok obowiązków przedświątecznych sprawił, że nie dałem rady zasiąść do komputera 23 grudnia. Co pewnego można powiedzieć 1 stycznia 2021 roku, w pierwszym dniu drugiego roku epidemii, poza tym, że do Polski trafiła szczepionka i udało się ją podać już kilkudziesięciu tysiącom osób?
Widać, że trwale wyhamował spadek liczby aktywnych przypadków – wskazywałem na to już 18 grudnia, po kolejnych dwóch tygodniach widać to już bardzo wyraźnie. Liczba osób hospitalizowanych także ustabilizowała się na poziomie ok. 17 tys., i choć to wg oficjalnych danych zaledwie 50% wszystkich łóżek COVIDowych, to po jesieni możemy założyć, że realnie jest ich 20-22 tys. To oznacza, że kolejna fala epidemii, jeśli by nastąpiła niedługo, spowoduje paraliż służby zdrowia już nie po kilku tygodniach, ale po kilku dniach.
No i nie za bardzo jest co napisać po drugie, bo za sprawą okresu świąteczno-noworocznego pozostałe dane nic albo bardzo niewiele mówią. Widać to choćby po skokach już uśrednionego tygodniowo współczynnika CFR (case fatality rate). Dopiero gdzieś po Trzech Królach będzie można doszukiwać się jakichś regularności.
Dziś zatem część liczbowa będzie krótsza, i dobrze, bo jest okazja na szersze spojrzenie w przyszłość, zwłaszcza, że mamy 1 stycznia. Pamiętam początek 2020 roku – zaczęło się od zamachu na irańskiego generała Sulejmaniego i dywagacji, czy czeka nas wojna na Bliskim Wschodzie. Dziś już mało kto to pamięta. Tak to już jest z prognozami – zasadniczo chodzi o to, żeby wyjaśnić, dlaczego były nietrafione. Mimo wszystko chciałbym pokusić się o wskazanie trzech tekstów, które dobrze opisują trzy bardzo ważne zjawiska, będące efektem pandemii COVID-19, które będą miały wpływ na nasze życie w 2021 roku. Oczywiście tych zjawisk będzie pewnie znacznie więcej, ale te trzy mi jawią się jako najważniejsze.
Po pierwsze – wymiar międzynarodowy. W ostatnich dniach grudnia Niemcy, sprawujące prezydencję w UE, rzutem na taśmę sfinalizowały negocjację wokół umowy o partnerstwie inwestycyjnym z Chinami (Comprehensive Agreement on Investment, CAI). Nie wiadomo, co jest w tym porozumieniu (nie wiedzą tego nawet rządy większości państw członkowskich, nie mówiąc już o opinii publicznej). Nie wiadomo, co będzie w umowie wynikającej z tego porozumienia. Nie wiadomo, czy zostanie ona ratyfikowana. Nie wiadomo, czy jeśli wejdzie w życie, będzie dla polskiej gospodarki korzystna, czy nie – przynajmniej w krótkim okresie.
Co zatem wiadomo? Wiadomo, że jest to ważny sygnał wysłany do nowej administracji amerykańskiej. I to sygnał bardziej wysłany przez Pekin, niż Brukselę czy Berlin. 2 grudnia Unia wystosowała deklarację odbudowy partnerstwa transatlantyckiego, w samych Niemczech pojawiły się głosy mówiące o powrocie do sojuszu USA-UE (powrót do „mostu klimatycznego”, powrót do rozmów o strefie wolnego handlu, etc.). Po niej nagle władze w Pekinie zaproponowały szereg ustępstw w trwających od 7 lat negocjacjach, które przypadkiem były bardzo korzystne dla niemieckich i francuskich koncernów. Kanclerz Merkel wybrała krótkofalowy interes swoich gospodarczych czempionów i dopchnęła kolanem porozumienie, o czym przeczytacie w tekście z Foreign Policy (link w komentarzu). Nie chcę się tu więcej rozpisywać, pewnie za kilkanaście dni spróbuje napisać szerszy tekst w tym temacie.
Na jedno chciałbym tylko zwrócić uwagę już teraz – podpisanie umowy inwestycyjnej UE-Chiny to ostatni akord ponad 15-letniej europejskiej symfonii Angeli Merkel. Już w styczniu poznamy nowego szefa CDU i prawdopodobnego kandydata na kanclerza (piszę w rodzaju męskim, bo wiemy, że będzie to mężczyzna). A we wrześniu czekają nas wybory, w których niezależnie co się stanie, kluczową rolę odegra Partia Zielonych. I to przedstawiciel, a możliwie, że raczej przedstawicielka😊 tej partii będzie miała duży wpływ na losy niemieckiej polityki zagranicznej. Warto zatem pamiętać, że choć Zieloni są sceptyczni wobec USA, to równie, jeśli nie bardziej, patrzą nieufnie na Chiny i Rosję. I z pewnością nie są tak mocno związani z dużym, niemieckim przemysłem. To ważna wiadomość w kontekście prac nad umową inwestycyjną i jej ewentualną ratyfikacją. Jedno nie ulega wątpliwości – to ostatni dzwonek, żeby zacząć orientować się mocniej na to, co mówią i myślą niemieccy Zieloni, bo to będzie mieć bardzo ważne konsekwencje dla naszej sytuacji. Trzeba oddać sprawiedliwość Justynie Gotkowskiej z OSW, która słusznie mówi o tym od dawna. Jeśli miałbym wybrać „top 1” na 2021, to wskazałbym właśnie nowe rozdanie w niemieckiej polityce i jego konsekwencje dla rywalizacji amerykańsko-chińskiej.
Po drugie, wymiar krajowy. Staram się o tym mówić od kilku miesięcy, że choć statystyki ekonomiczne są naprawdę niezłe w porównaniu do innych państw, ale skutkiem COVID-19 będą nowe, ogromne wyzwania dla rynku pracy. I to zarówno w krótkim okresie (np. bezrobocie w gastronomii i turystyce), jak i w długim (np. dalsze „uśmieciowienie” zatrudnienia). To temat rzeka, bardziej na książkę niż na jeden tekst. Aby w ogóle złapać kontekst, bardzo polecam rozmowę Michała Sutowskiego z Adrianną Rozwadowską (link w komentarzu). Nie ze wszystkim się zgadzam, trochę jest tam ideologii konfliktu ludu pracującego i klasy posiadaczy, której nie lubię, bo do nikąd nie prowadzi, ale Rozwadowska z dużym rozmachem i celnie wskazuje na wiele bolączek polskiego rynku pracy.
Po trzecie wreszcie, i to moje osobiste skrzywienie, Kościół. Pandemia w sposób mniej lub bardziej bezpośredni przyniesie rewolucję w polskim Kościele. Znów, ostatnio sporo o tym mówiłem i pisałem, więc dziś chciałbym oddać głos ks. Andrzejowi Muszali, który na portalu Więzi opublikował DOSKONAŁY esej o Kościele po pandemii. Tekst miejscami kontrowersyjny, ale niewątpliwie stanowiący bardzo dobry punkt wyjścia do rozmów w nowym roku o tym, jak oddolnie zmieniać Kościół.
W oczekiwaniu na szczepienie i trzecią falą (to pierwsze byle jak najszybciej, to drugie jak najpóźniej), życzę nam wszystkim, abyśmy w 2021 roku stali się dojrzalszymi ludźmi, którzy rozumieją głębię swojego człowieczeństwa, a co za tym idzie – solidarność z każdym naszym bliźnim. W praktyce dnia codziennego, bądźmy po prostu dla siebie bardziej życzliwi bez powodu.
Ja zaś pozwalam sobie dziś zawierzyć wszystkich tych, którzy czytają te wpisy, i którzy sobie tego życzą, dzisiejszej patronce – Matce Bożej Rodzicielce, mistrzyni codziennej duchowości. Do zobaczenia za tydzień!
Niemcy, Chiny, USA
Rynek pracy po pandemii